wtorek, 5 kwietnia 2016

W drodze po wymarzoną sylwetkę

Witajcie! Mam na imię Martyna, liczę sobie 27 wiosen i jestem szczęśliwą mamą 2-letniego Adasia. Niniejszy blog poświęcony będzie mojej walce z dodatkowymi kilogramami, które zawsze sprawiały mi ogromny problem.

Odkąd pamiętam nigdy nie byłam zadowolona ze swojej figury. Z jednej strony tłuszczyk, w który przez lata sobie obrastałam, straszliwie mi przeszkadzał, ale z drugiej nie umiałam się powstrzymać przed sięganiem po słodycze i chipsy, i w ogóle po niezdrowe jedzenie. Szukałam wymówek. Tłumaczyłam sobie, że życie jest przecież tylko jedno i szkoda odmawiać sobie różnych przyjemności. No i standardowo – że duże też jest piękne. 

Teraz jestem mądrzejsza i wiem, że zawsze przemawiało przeze mnie lenistwo i niechęć do ruszenia czterech liter z kanapy. Największy dramat przeżywałam wiosną i latem. Jak tylko mogłam unikałam wychodzenia z domu, bo potwornie czułam się ze swoją nadwagą nieudolnie skrywaną pod lżejszymi fatałaszkami. Z zazdrością patrzyłam na szczupłe dziewczyny chodzące w krótkich sukienkach czy szortach. Wyjazd nad wodę? Nic z tego – umarłabym chyba ze wstydu, gdybym miała założyć kostium kąpielowy. Popadałam zatem w coraz większą rozpacz, a swoje smutki… no właśnie, zajadałam. Do tego wszystkiego doszła jeszcze ciąża, podczas której dodatkowo przytyłam.

Pozbyć się niechcianych kilogramów chciałam nie raz i nie dwa. Wypróbowałam mnóstwo diet odchudzających, ale rezultat był zawsze nieodmiennie ten sam – efekt jojo. Czyli największa zmora odchudzających się osób. Naprawdę ręce mi opadały, a motywacja kurczyła się w oczach. Pewnego dnia pomyślałam sobie jednak, że nie tędy droga i że jeśli się nie ogarnę, to będzie coraz gorzej. Zaczęłam zatem od podstaw, a więc od zmian w jadłospisie i uczynienia fizycznej aktywności stałym elementem mojej codzienności. Najbardziej polubiłam jazdę na rowerze i ćwiczenia w domu, no i częstsze spacery z Adasiem też zrobiły swoje;) Przekonałam się również o tym, że zdrowe jedzenie jest pyszne. I tak powoli, krok po kroku, zrzuciłam 15 kg.

Zostało mi jeszcze drugie tyle, ale waga od jakiegoś czasu ani drgnie. Szkoda by było wyrzucać tyle pracy w błoto. Postanowiłam zatem sięgnąć po metodę, której wcześniej nie stosowałam, bo nigdy do takich sposobów nie miałam zbytniego przekonania. Mówię tu o tabletkach na odchudzanie, a konkretnie o SLIMUNOX. O tym brytyjskim preparacie na odchudzanie dla kobiet i mężczyzn przeczytałam w internecie – dziewczyny strasznie go zachwalają, więc pomyślałam, że czemu by nie spróbować? Jeśli mam coś do stracenia, to tylko te nieszczęsne 15 kg – a preparat ma w składzie aż 15 składników aktywnych, więc może taka zbieżność liczb to nie przypadek?

Kurację tabletkami SLIMUNOX zaczynam już na dniach. Na bieżąco będę Was informować o efektach – sama jestem ich niezmiernie ciekawa. A przy okazji dowiecie się czy taki preparat na odchudzanie jest w ogóle wart uwagi i czy rzeczywiście działa tak, jak to opisują. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak sprawdzić go.

Trzymajcie kciuki i do następnego wpisu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz